piątek, 27 grudnia 2013

Prolog

Było już dość późno, a ja siedziałam w najlepsze i oglądałam beznadziejne seriale, które i tak mnie nie interesowały. Były naprawdę głupie, takie sztuczne. Mimo wszystko chciałam się czymś zająć do powrotu rodziców i brata. Pojechali na jakiś mecz czy Bóg wie co. Na pewno było to coś co kompletnie nie przyciągało mojej uwagi. Byle by wrócili szybko do domu. Nie lubiłam siedzieć sama, a do tego w środku nocy. Mogli by być trochę bardziej odpowiedzialni. No, ale sorry Ann! Masz już 17 lat i pora wydorośleć. Nie będziesz dzieckiem do końca życia - mówił mi jakiś paskudny głosik w głowie. Po części miał rację, kiedyś będę musiała spakować manatki i żyć na własną rękę, ale jeszcze nie teraz! No, po prostu nie teraz. Jestem jeszcze młoda, nieodpowiedzialna. Przecież świat by tego nie wytrzymał.
Moje przemyślenia przerwał odgłos dzwoniącego telefonu. Nie mogli zadzwonić na komórkę? Niestety musiałam wstać i odebrać, chociaż moje nogi zdecydowanie miały inne plany.
- Halo? - mruknęłam do słuchawki, starając się zachowywać pozory tej miłej i grzecznej Panny Anne Matthers, którą wszyscy tak dobrze znają i kochają.
- Panna Matthers? - usłyszałam niski, męski głos, który raczej nie zwiastował nic dobrego.
- Tak.. kto mówi? - powiedziałam niepewnie. To mógł być właściwie każdy. No, ale po co dzwoniłby w środku nocy? Nikt szczególny nie przychodził mi do glowy.
- Mówi.. kazano mi po prostu przekazać, że twoi rodzice nie żyją - powiedział szybko, jakby bojąc się mojej reakcji. A powinien.
 Zaraz NIE ŻYJĄ?!
- Jak-k to? Kim jes-steś? - spytałam ciszej. Do moich oczu zaczęły napływać łzy. Nie wiedziałam czy to prawda, ale..Rodzice mieli wrócić już dawno temu.
- Zginęli w wypadku samochodowym, tak mi przykro.. - znów usłyszałam ten głos. Nie mogłam w to uwierzyć. Ostałam sama. Żadnych bliskich na świecie, przyjaciele nie chcą utrzymywać ze mną kontaktów. Pozostała jedyna osoba, która mogła być moją nadzieją.
- A mó-j b-brat? - spytałam dławiąc się łzami.
- Zaginął,
Słuchawka wypadła mi z ręki uderzając z hukiem o podłogę. Poczułam niesamowity ból w piersi. Pierwszy raz czułam się tak źle. Mój cały świat rozsypał się na małe kawałeczki, których nie da się pozbierać i skleić w całość. Znowu. Zostałam na świecie sama i czułam jakby nikt i nic nie mógł tego zmienić.

***
Pamiętam. Naprawdę dobrze pamiętam ten dzień. Stał się jednym z najgorszych w moim życiu. Zostawił po sobie rany, które nie chcą się zabliźnić. Podobno najlepszym lekarzem jest czas. Nie, on tu nic nie zdziałał. Sprawiał tylko, że traciłam nadzieję na poprawę mojego stanu. Od tego czasu moimi jedynymi towarzyszami miały być ból i cierpienie, ale ktoś postanowił pokrzyżować im plany i zlitować się nad małą bezbronną Ann.
Piątka beznadziejnych kucharzy, z wielkim dystansem do siebie, są jak dzieci, których nie można spuścić z oczu bo obalą prezydenta czy wysadzą świat w powietrze. Są naprawdę bez serc, bo jak można doprowadzić do głupawki tak niestabilną osóbkę jak ja? Po prostu ich KOCHAM!

___________________________________________________________________________________

Ja zawsze wszystko niszczę D: Jestem na siebie tak potwornie zła, że jednak założyłam bloga, że jednak zaczęłam coś pisać i to opublikowałam. Wiem, krótkie, ale to tylko prolog. Normalnie zabijcie mnie proszę za to paskudztwo! Błagam, będę wdzięczna.
No tak jeszcze raz mówię, że nie dorastam niektórym "( większości ) do pięt jeśli chodzi o pisanie, no, ale potrzebuję waszych rad itd. Nie bójcie się komentować bo nie gryzę :3 A to mobilizuje.



4 komentarze:

  1. Nie mogę doczekać się 1 rozdziału. A czy w tym opowiadaniu chłopcy też są zespołem czy coś źle zrozumiałam a to mi się często zdarza. Z góry dziękuję i przepraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ktoś się odezwał :D
    Nie, nie są zespołem, po prostu mieszkają razem itd. Temat ich sławy nie będzie poruszany C:

    OdpowiedzUsuń